Grupa Młodzi Twórcy pod kierunkiem Agnieszki Jankiewicz była niedawno na wernisażu Izabelli Gustowskiej "Nowy Jork i dziewczyna" w galerii Art Stations Foundation w Starym Browarze - o wystawie napisała jedna z uczestniczek zajęć - Marta Szymańska - przeczytajcie!

W ciemnym korytarzu…
Długi, krótki, szeroki, wąski, przestronny, ciasny, oświetlony, ciemny… Według
słownika znaczeń obrazów sennych: „Jeden z symboli drogi życiowej. (…) życiowa droga
pełna świadomych wyborów.” Mnogie synonimy: dojście, poczekalnia, przejście,
przedsionek, tunel, pasaż. Dawniej występował głównie w klasztorach, zamkach, pałacach,
dziś natomiast jest traktowany jako „pomieszczenie komunikacyjno-użytkowe, łączące ze
sobą pomieszczenia wewnątrz budynku lub mieszkania.” Generalnie korytarz traktowany
jako pomieszczenie pomiędzy lub przed, pojmowany jako rozdroże z jawiącą się wizją
wyboru w postaci drzwi, najczęściej nie tylko jednej pary. W literaturze przestrzeń
przeważnie klaustrofobiczna, ograniczająca zdolności logicznego myślenia i łatwość
oddychania, z czyhającym gdzieś niebezpieczeństwem. Korytarz: co takiego może kryć się
w tych kilku ścianach, pod sufitem i za zakrętem?
Westbeth to XIX-wieczny budynek na Manhattanie, miejsce, w którym przebywała
Izabella Gustowska – poznańska artystka – podczas tworzenia materiałów na wystawę „Nowy
Jork i dziewczyna”, teraz przyciągającej tłumy w Galerii w poznańskim Starym Browarze. Co
ciekawe, to właśnie korytarz w Westbeth zagrał jedną z ważniejszych ról – choć niewielką –
w materiałach filmowych do wystawy; korytarz, który jako swego rodzaju metafora może być
rozumiany w o wiele szerszym kontekście.
Wystawa ta to tak naprawdę niewielki pokaz nieskończonej złożoności świata, w tym
wypadku – świata kobiecego. Fundamentem jest tu historia malarza Edwarda Hoppera oraz
jego żony Josephine, niezwykle często będącej modelką na jego obrazach, przez co w efekcie
straciła możliwości samorozwoju, jej osobowość została stłamszona. Logicznie na rzecz
patrząc: jest na nich nieruchoma, ale kobiety na filmach Izabelli Gustowskiej są w ciągłym
ruchu nie tylko ze względu na wybraną formę przekazu, ale i po to, by uzewnętrznić
swobodę, wolność i możliwości, które mają. Morał bijący z całej wystawy tej artystki jest
jasny: kobiety nie powinny być ograniczane artystycznie – ani przecież w żaden inny sposób
– oraz zwyczajnie nie powinny stać na korytarzu. Mają wejść na scenę – taki motyw również
pojawia się w filmach Gustowskiej; mają śmiało wołać do świata: jestem. I nigdzie się nie
wybieram.
Modelkami poznańskiej artystki jest jedenaście różnych kobiet, które łączy tylko
miejsce zamieszkania – Nowy Jork, „stolica świata”. Przestrzeń wybrana nieprzypadkowo,
skupiająca przecież elitę wielu kręgów kulturowych czy przedsiębiorczych. W takim miejscu
jeszcze trudniej usłyszeć kobiecy głos, rozbrzmiewający przecież nieustannie. Każdej
z modelek przez jeden zwykły dzień towarzyszy kamera, rejestrując z pozoru monotonną,
a tak naprawdę bogatą i fascynującą rzeczywistość, w której żyją. Ich wolna wola
w podejmowaniu choćby najdrobniejszych decyzji wysuwa się na pierwszy plan
prezentowanego zagadnienia, intrygując widza coraz bardziej nawet poprzez ukazanie
bohaterki na spacerze po Nowym Jorku czy podczas tańczenia dla własnej przyjemności na
plaży. Gustowska szukała w ten sposób „współczesnej Josephine”.
A cała wystawa zbiega się tak naprawdę w jednym miejscu, gdzie na ścianie
wyświetlany jest obraz ciemnego, długiego korytarza. Od czasu do czasu zza drzwi na jego
końcu wyłaniają się ciemne postacie kobiet, w nieskrępowany sposób zbliżające się do
kamery. Każdy, kto stanie przed projekcją, sam rzuca cień na wyświetlany obraz – daje to
wrażenie chwilowego wejścia w świat przedstawiony, znalezienia się na korytarzu wraz
z którąś z kobiet. Cienie stają się pomostem łączącym odbiorcę z bohaterką, co sprzyja
niezwykłej możliwości utożsamienia się z nią.
Goście odwiedzający wystawę i poruszający się po całej jej przestrzeni mogą czuć się
na poszczególnych piętrach nieco przytłoczeni, bo – choć sale są stosunkowo niemałe –
prawie całkowity brak światła i zapełnione ściany optycznie zmniejszają pomieszczenia.
Ekspozycja zostaje więc odebrana zupełnie inaczej niż gdyby wystawiona była w świetle
jupiterów. Atmosfera jest aluzyjna, dyskretna, kameralna, a nawet dość tajemnicza.
Niebezpośrednie wyjście do odbiorcy skłania go do przemyśleń i rozpatrzenia tego, co zdołał
dostrzec, usłyszeć i odebrać. A wszystko zaczęło się na korytarzu, z którego Gustowska
chciała metaforycznie „wyrwać” i „wyzwolić” kobietę, a który uczyniła punktem wyjścia dla
niezwykle kobiecej i manifestującej wystawy.

Marta Szymańska
II LO